Jesteśmy w azerskim Balakan w pierwszej miejscowości po przejściu granicy z Gruzją. Jak na sierpień jest wszystko w normie – termometr w cieniu pokazuje jedyne 43 stopnie Celsjusza na plusie. Okazuje się, że możemy szybko dotrzeć do Baku nocnym pociągiem. Sauna w pociągu jest w cenie. Nieświadomi, cieszymy się, że w ciągu jednej nocy szybko dotrzemy do stolicy Azerbejdżanu, skąd ruszymy dalej na północ, w góry. [zapiski z pamiętnika]
Za równowartość kilkudziesięciu złotych kupujemy bilety w najtańszym wagonie (płackarta). Do pociągu wsiadamy niezwykle podekscytowani jak to się nam dobrze ułożyło. Cieszymy się, że za małe pieniądze trafimy prosto do Baku i jeszcze się wyśpimy. Niestety, po wejściu do płackarty okazuje się, że w środku jest jeszcze goręcej niż na zewnątrz. W ciągu kilku minut pot płynie z nas strumieniami. Słońce przez cały dzień nagrzało blachę wagonu jak w piekarniku. Na dodatek nie można otworzyć okien za wyjątkiem jednego przy toalecie. Decydujemy się na okupację tego miejsca. Przypadło ono do gustu nie tylko nam, ale wszystkim mężczyznom palącym wyjątkowo śmierdzące papierosy. Tym samym mamy pełne doświadczenie sauny: wysoka temperatura i para (czytaj dym). Wraz ze zmrokiem liczymy na spadek temperatury. Owszem, sauna w pociągu wychładza się, ale dopiero o 4 nad ranem. Prawie całą noc Beata polewa Mikołajka wodą i ochładzała wachlarzem kupionym w Tbilisi.
Poza darmową sauną mamy też niezwykle oryginalną panią wagonową. Nie wiemy, dlaczego, ale od pierwszego spojrzenia nie darzy nas zbyt sympatią (co niezmiernie rzadko nam się zdarza). Może dlatego, że Beata miała „zachodnią sukienkę” nieodpowiednią dla kobiet w muzułmańskim kraju? Albo Konrad miał na sobie szorty odsłaniające nogi, czego mężczyzna na Kaukazie robić nie powinien? A może po prostu, miała taką naturę? Na dzień dobry rzuca nam pościelą, co nas bardzo zaskakuje. Potem na na pytanie czy mówi po rosyjsku, angielsku lub niemiecku z nieskrywaną niechęcią odpowiada „xeyr”, czyi nie. Fuka i wywraca oczami za każdym razem jak nas mija. Na koniec podróży robi problemy, z naszymi pustymi plastikowymi butelkami na wodę, które chcieliśmy ze sobą zabrać. Przy wyjściu z pociągu głośno komentuje, co rozumiemy nieco z kontekstu, że jak się jest w Azerbejdżanie, to trzeba znać azerski. Jak dla nas język uprzejmości jest uniwersalny, ale ta pani niestety go nie znała.
Sauna w pociągu nieco determinuje nasze pierwsze wrażenie związane z Azerbejdżanem. Spotkani ludzie wpływają na to, jak potem pamiętamy dane miejsce. Z całą pewnością Azerbejdżan na dzień dobry nie daje się poznać od dobrej strony. Nie dajemy się jednak zwieść jednostkowym wydarzeniom i ochoczo ruszamy w dalszą drogę na północ. Tam daleko na horyzoncie czekają na nas góry.



