Stolica zazwyczaj kojarzy mi się z esencją danego kraju, punktem centralnym, najważniejszym miastem. Jej rangę podkreślają parlament, pałac prezydencki oraz centralne urzędy. Stolica poza siedzibami władz, to także subiektywnie odczuwany metafizyczny klimat, który można odnaleźć w labiryncie wąskich uliczek starówki, w rozmowie z przypadkowym bakijczykiem przy szklaneczce herbaty czy w sklepie z ręcznie plecionymi dywanami. Aby go poczuć muszę czasem zatrzymać się na parkowej ławce. Innym razem dać ponieść się przez tłum i tumult wieczornego życia. Jakie jest dla mnie współczesne Baku? Piękne? Pachnące petrodolarami? Z pewnością. Ale to przede wszystkim miasto bez duszy. [zapiski z pamiętnika]
Klimat starego miasta
Jesteśmy w centrum krainy wiecznego ognia. Ogień czuć w powietrzu. Jest upalnie. Mijamy meczet Muhammada, który podobno stoi na miejscu dawnej świątyni ognia. I choć istnieje tu od XI wieku nie potrafię poczuć jego aury. Surowe, beżowe ściany zlewają się z grafitowymi kostkami uliczek, które świecą pustkami. Więcej tu kotów niż ludzi. Tych, których spotykamy są niczym celofan. Zepchnięci w otchłań codzienności życia. Gdzie podział się żar kaukaskiej duszy?
Jest parno. Z przyjemnością przyjmuję na plecy delikatne uderzenia wiatru, który kieruje nas w stronę pałacu szachów Szyrwanu. W kasie nie ma nikogo. Po chwili pojawia się kobieta, która od niechcenia sprzedaje nam bilety. Czysto i cicho. Odwiedzamy atrakcje starego miasta: mauzoleum szachów Szyrwanu, meczet pałacowy, łaźnie, „mauzoleum Derwisza”. Poznaję historię tego miejsca. Szukam namiętnie klimatu starego miasta. Wszędzie sterylność i poprawność. Przez okienko pałacu fotografuję nowoczesność – budynek Flame Towers, petrodolary zaklęte w beton i szkło. Współczesne szklane domy. Choć potrafią emanować kolorami ognia, odbijać światło wschodzącego i zachodzącego słońca, nie czuję od nich ani odrobiny ciepła. Może to niewłaściwy moment. Może to ja nie jestem w nastroju, choć staram się dobrze nastroić. Chciałem złapać właściwy powiew miasta, którego nazwa Badkube z perskiego oznacza „uderzenie wiatru”.
W uliczkach starego miasta sprzedawcy nie zwracają na nas uwagi. Mają zmęczone twarze. Koty wykazują więcej zainteresowania. Jest ich tu sporo. Tradycyjnie jak na kraj muzułmański, pies to persona non grata. Idziemy dalej.
Fontanny i Aleja Nafciarzy
Plac Fontann przyjemnie pluje wodą utkaną w różne kształty: pióropusze, kule, latawce. Tu dla odmiany napotykamy ludzi, którzy kłębią się jak mrówki. Trudy życia codziennego w stolicy: bieg na trasie praca, dom, praca. Budynki nienagannie czyste lub w remoncie. Na ochronnych siatkach budowlanych widnieją propagandowe obrazki. Radosna para młoda, silny żołnierz, władczy prezydent Ilham Alijew.
Mijamy Basztę Dziewiczą, z której wg legendy skoczyła do morza wybranka szacha, gdy dowiaduje się, że jej przyszły małżonek okazuje się być jej ojcem. Na Alei Nafciarzy tłoczno. Uliczni artyści proponują swoje dzieła. Za kilkanaście manatów stworzą karykaturę, portret lub zrobią zdjęcie na tekturowym tle. Na trotuarze przechadza się sporo młodych chłopców w wojskowych mundurach 18-19 lat. Muszą służyć dwa lata, albo płacić łapówkę za uwolnienie się od męskiego obowiązku. Chodzą dumnie. Muszą – mówi Nizami, młody student zainteresowany reżyserią. Reprezentują „kraj bohaterów, muszą być gotowi umrzeć, bym ja mógł żyć” (słowa hymnu Azerbejdżanu). W rzeczywistości wielu młodych ucieka od służby. Odroczenie lub zapomnienie – wszystko ma swoją cenę liczoną w setkach lub tysiącach dolarów – kontynuuje Nizami. Chcę stąd uciec i zrobić film o tym, jak w Azerbejdżanie jest naprawę. Tutaj to niemożliwe. Na zachodzie tak.
Porządek autorytarny i miasto bez duszy
Kiedy chcemy usiąść na barierce i popatrzeć chwilę na morze, zostajemy upomniani przez policjanta, że to jest zabronione. Można spacerować lub siadać na ławce. Porządek musi być. Kiedy wpatruję się w liczne plakaty prezydenta z tyłu głowy mam słowa innego młodego studenta Ilhama – Lepiej publicznie nie krytykować i nie mówić nic złego o prezydencie. W końcu nie od parady przejął władzę po ojcu, który panował 20 lat. Syn Alijew dopiero zaczął trzecią pięcioletnią kadencję.
Baku ożywa wieczorem. W rankingu Lonely Planet stolica Azerbejdżanu należy do dziesiątki najatrakcyjniejszych miast świata. Zamożni i turyści przyjeżdżają do Baku, które w mojej opinii w niczym nie różni się od najpiękniejszych stolic Europy. Może poza tym, że współczesne Baku, to miasto bez duszy. Chciałbym kiedyś wrócić tam i odnaleźć naturalny klimat. Lubię, kiedy miasta są autentyczne, nie na pokaz. Miasta są dla ludzi, którzy tam żyją, a ich prawdziwa radość jest najlepszym dowodem szczęścia mieszkańców. Baku takie nie jest.