Za nami prawie 200 kilometrów górskiego szlaku Janapar Trail. W chłodny wieczór wygrzewamy się w naturalnym basenie, gdzie wybija woda o temperaturze 62 stopni Celsjusza. Strudzone wędrówką ciało powoli wypełnia błogość. Jednak z tyłu głowy odczuwam subtelny niepokój. Jesteśmy w Arcachu, Górskim Karabachu, gdzie wojna może wybuchnąć w każdym momencie. Niczym gorące źródło po trzęsieniu ziemi.
Woda na wagę życia
I tak właśnie powstały najbardziej znane źródła w Górskim Karabachu w rejonie Szahumian po azerbejdżańsku zwanym Kelbadżar. W 1138 roku miało miejsce trzęsienie ziemi, za sprawą którego teren pomiędzy doliną rzeki Tartar oraz jej prawym dopływem Tutkhun wytrysnął źródłami leczniczej wody.
Fenomenalny i chyba najbardziej znany istocznik, po ormiańsku tak dżur znajduje się powyżej wioski Zuar w dolinie rzeki Tutkhun. Utworzony przez naturę basen okalają niesamowite struktury, przypominające ludzki mózg. Wewnątrz basenu bulgoce gorąca woda. Ormiańscy lekarze zalecają kąpiele lecznicze po kilka minut dziennie, jako panaceum na schorzenia reumatoidalne czy dermatologiczne. Ale Zuar to także miejsce spotkań rodzinnych oraz przyjaciół, głównie męskich wypadów. Dlatego przy źródle funkcjonuje parking, do którego prowadzi szutrowa droga odbijająca na południe od nowopowstałej autostrady Wardenis-Stepanekert. Szczególnie tłumnie jest tu w weekendy. Nawet zimą, o ile droga jest przejezdna. W powietrzu unosi się wówczas zapach pieczonych na żarze szaszłyków, bakłażanów, pomidorów, a od czasu do czasu słychać radosne toasty wznoszone lokalną tutowką, czyli destylatem z owoców morwy o zawartości alkoholu ponad 50%.
Więcej o wodzie w Górskim Karabachu/Arcachu i Armenii przeczytacie w artykule Woda na wagę życia w Magazynie Na Szczycie nr 8, październik 2020. Do nabycia w wersji papierowej lub elektronicznej.