Paweł, mój kolega z pracy, powiedział dziś, że podziwia ludzi, którzy mają odwagę i podróżują, tak jak Olek Dobra, Kamila Kielar, czy też my, czyli rodzinka z dzieckiem w plecaku. Paweł podziwia siłę ducha Olka, ludzi, którzy mimo wielu trudności fizycznych, przeciwności losu, zmagają się z droga. Twierdzi, że on sam nie ma tyle odwagi, aby rzucić świat codziennych przyzwyczajeń, wygód cywilizacyjnych i w miarę stabilnego jutra. Nawet, jeśli jedzie na rowerze przez wybrzeże kilkanaście dni lub pokonuje „ścianę wschodnią”, czy też jest na spływie kajakowym na Mazurach zawsze czuje, że w razie potrzeby, może wrócić do bezpiecznego dla siebie świata.
Nasza rozmowa o podróżach dalekich i bliskich zakończyła się konkluzją, która wydaje się być odpowiedzą na postawione w tytule pytanie. Aby podróżować, trzeba mieć odwagę, by podnieść kotwicę i wypłynąć z portu przyzwyczajeń. Aby podróżować, trzeba zaufać sobie, partnerom, rodzinie i oddać się drodze. Aby podróżować, trzeba znaleźć w sobie chęć do odkrycia innego świata, który poznajemy podczas wypraw.
Czy podróżowanie z dzieckiem jest podróżą „mimo dzieci” czy też „z dziećmi”? Nie wiem. Dla nas czas wspólnych wypadów wspinaczkowych i rowerowych w Dolinki Podkrakowskie, trekkingi w Beskidy czy trochę dalej na Kaukaz, to czas spędzony razem. Często z ciężkim plecakiem, z daleka od rześkiego prysznica, miłej kołderki czy dobrze znanej deski sedesowej. Jest to czas, w którym jesteśmy razem. Razem poznajemy, zatem przeżywamy, po prostu jesteśmy.
Jak mawia Beata: „wszystkie ograniczenia są w naszej głowie”. Aby podróżować, z dzieckiem czy bez, potrzebna jest odważna i otwarta na doświadczenie głowa. Wszystko jest w naszej głowie. Lub też może być w zupełnie innej części ciała.
Konrad



