Lato poza upałami niesie nam drugi odcinek z podróży „rodzinki z dzieckiem w plecaku”. Jeśli idziecie w góry by odpocząć od ludzi, to polecamy Wam lekturę reportażu pt.: „Góry bez ludzi” w Magazynie Górskim (numer 74, czerwiec 2011, strony 44-48). Pisząc taki post, zastanawiamy się, jak długo tytuł materiału będzie aktualny. Poniżej fragment tekstu. (…)
Strezimir realny i odnaleziony
Po dwóch godzinach spokojnego marszu, zobaczyliśmy najpierw podziurawioną przez kule tablicę z macedońskim i angielskim napisem, świadczącym o przebywaniu w strefie granicznej i obowiązku posiadania zezwolenia. W oddali za tablicą stały budynki straży granicznej. Strezimir faktycznie istniał. Przy strażnicy odbyłem krótką rozmowę, pokazaliśmy paszporty i musieliśmy chwilę poczekać na kapitana, ponieważ pozwolenie na wyjście na Korab otrzymaliśmy od Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Republiki Macedonii w języku angielskim, którym władał wyłącznie oficer. Oczekiwanie na kapitana umiliła mała buteleczka ouzo, którą miałem w plecaku. Chwilę potem przyjechał oficer i po zlustrowaniu naszego pozwolenia stwierdził, że od kilku miesięcy nie trzeba mieć żadnych „permitów” na wyjście na Korab. Szkoda tylko, że ministerstwo o tym nie wiedziało. Nie musiałbym wówczas kilkakrotnie dzwonić do Skopje i wysyłać faksy, co nie było za darmo.
W rozmowie z bardzo miłym strażnikiem dowiedzieliśmy się też, że od miejsca, gdzie się znajdowaliśmy na Korab jest ok. 15 km. Ale otrzymaliśmy propozycję noclegu w starej strażnicy bliżej szczytu, na dodatek zostaliśmy do niej podwiezieni łazikiem. W trakcie przejazdu rozmawiałem z kapitanem straży: o wojnie, o obecnych stosunkach między Macedończykami a Albańczykami, o warunkach w górach, o polach minowych.