
Lubię zapuszczać się w nieturystyczne uliczki, w których bije rytm codziennego życia. Wadi Musa od podwórka nie różni się wiele od Zawoi – największej wsi w województwie małopolskim. W obu miejscach pojawiają się turyści. Choć może na pierwszy rzut oka nie widać podobieństwa pomiędzy sympatykami Babiej Góry i adoratorami jednego z nowych cudów świata – Petry, to oba miejsca mają wspólny mianownik. Mieszkańcy owych wiosek żyją z obsługi turystów. Dla nich budują infrastrukturę: bary, kawiarnie, restauracje, miejsca noclegowe. To, co różni pod tym względem Zawoję od Wadi Musa, to podejście do turystów. Choć pewnie nie w każdym przypadku. Jedno jest pewne. Do Petry jedzie się najczęściej raz w życiu. Do Zawoi (osobiście znam takich) nawet, co roku. Dlatego w Wadi Musa, turysta jest traktowany jak pomarańcza. Trzeba wycisnąć, ile się da. Pomarańcza bez soku jest bezużyteczna.
Wadi Musa od podwórka
- Miejscowość rozrasta się dzięki ruchowi turystycznemu, który jest związany z odwiedzinami pobliskiej Petry.
- To miejsce jest jedynie przystankiem dla turystów w drodze do Petry.
- Od frontu budynek wygląda okazale.
- Wystarczy pójść za winkiel i widać świat od podwórka.
- Wszystko dla turystów: śpiew, muzyka i taniec.
- Nieopodal głównej ulicy prowadzącej do Petry.
- Kot apetycznie spogląda na wielbłądzie truchło.
- Czy Indiana Jones robi tu zakupy?
- Zachód słońca nad Petrą. Piękny, równie jak wschód widziany z Babiej Góry.