
Armenia to wielowiekowa kultura, w której obok religii i patriotyzmu ważne miejsce zajmuje sztuka kulinarna. Ormiańskie smaki to unikalna kuchnia, w której odnajdziemy zarówno orient Bliskiego Wschodu jak i aromaty znane nam z kuchni śródziemnomorskiej. Ormiańskie wielką wagę przywiązują do starannego przygotowania posiłków oraz wspólnego biesiadowania. Nie szczędzą soli, ostrych przypraw oraz aromatycznych ziół. Ile razy jesteśmy w Armenii uwielbiamy chodzi na targi, do restauracji i barów. Na targach wszystko pachnie, wszystkiego można skosztować, z każdym miło się rozmawia i dobrze się jest potargować. W restauracjach i barach warto zwrócić uwagę na ceny. Nic jednak nie pobije domowego jedzenia, nawet w najskromniejszej wiosce na uboczu z dala od zgiełku upalnej stolicy Erywania.
Ormiańskie smaki
- Dolma/Tolma (w zależności od dialektu), czyli gołąbki z mięsa i ryżem w liściach winorośli. Do tego obowiązkowo jogurt z czosnkiem.
- Hasz to zupa gotowana na „krowiej lub świńskiej nodze” z dużą ilością soli i zmielonego czosnku. Do zupy skruszy się suchy lawasz.
- Lawasz jest tradycyjnym ormiańskim chlebem z niekwaszonego ciasta z mąki pszennej, wody i soli. W naszej kulturze bardziej przypomina duży podpłomyk niż chleb. Można w niego zawijać inne potrawy lub kruszyć do zup. Suchy lawasz, aby zmiękł kropi się wodą i przykrywa ściereczką.
- Coś dobrego dla wegetarianów. Żengialow hac, czyli chleb nadziewany ziołami, nazywany też zielonym chlebem. W 2015 roku pojechaliśmy do Górskiego Karabachu właściwie tylko po to, aby najeść się nim na targu w Stepanakercie. Sok lub wino z jeżyn pasują do niego idealnie.
- Chorowac, czyli szaszłyk najczęściej barani lub wieprzowy. Zawsze przyrządzany nad żarem, nigdy nad otwartym ogniem. Nie należy go mylić z kebabem, czyli mielonym mięsem też nadziewanym na szpadki.
- Warzywa pochodzące z prowincji Ararat, gdzie panują dobre warunki do uprawy i sadownictwa pachną słońcem. A słońca w Armenii nie brakuje, bo ponad 200 dni w roku to dni bezchmurne lub o małym zachmurzeniu.
- Choć Armenia nie ma dostępu do morza, to ma Jezioro Sewan,z którego codziennie rano wyławia się z setki kilogramów raków. Świeże i żywe trafiają na targi w całej Armenii.
- W Jeziorze Sewan żyje endemiczny pstrąg. Oczywiście można go skosztować w lokalnych restauracjach.
- Dla sympatyków chipsów też coś się znajdzie. Te baranie głowy to przekąska do piwa.
mialabym ochotę spróbować nieznanych smaków…
Świetnie, że trafiłam na Twojego bloga, bo akurat w lipcu wybieram się do Armenii! 🙂 Na pewno Twoje posty pomogą mi w planowaniu podróży, pozdrawiam!
W ciągu najbliższych dni pojawią się inne posty z Kaukazu, który jest dla nas drugim domem.
Ja akurat lubię pikantne potrawy, więc zapewne coś bym z ich kuchni zjadła. 🙂
To teraz tylko wyjechać do Armenii, by zasmakować wielowiekowej kultury (nie tylko kulinarnej).