Pewnego listopadowego dnia Beata dzwoni do mnie z informacją, że są tanie bilety na Bliski Wschód. – Gdzie? – pytam. – Jordania – z niepewnością w głosie odpowiada. 15 minut potem oddzwaniam: – Kupione. I tak, zupełnie na spontanie, spędziliśmy ponad tydzień w jednym z krajów leżących na największym półwyspie świata.
Jordania 2018
Na początku maszerujemy do Desert Highway, skąd jedziemy autostopem do Akaby nad Zatoką Akaba Morza Czerwonego. Zaopatrzeni w gaz turystyczny i zapasy wody dwa dni szwendamy się po pustyni Wadi Rum. Kolor piasku zmieniające się w zależności od pory dnia, pełnia księżyca przy rozgwieżdżonym niebie czy wspinaczka z Mikołajem w kanionach Khazali i Kush Khashah to niezapomniane przeżycia. Miejsce, po prostu wciąga nas niczym ruchome piaski.
Wigilię spędzamy w Wadi Musa. Jest choinka i ponad dwanaście potraw. Nie brakuje też tańców i lokalnych śpiewów z akompaniamentem – takie prawie „pastorałki” w wykonaniu arabskim. Spotykamy też sympatyczną parę Polaków z trójmiasta, z którymi współdzielimy zimną izbę najtańszego hostelu w Wadi Musa.
Kolejne dni spędzamy na zwiedzaniu atrakcji Petry. Z trudem znosimy komercję miejsca i horrendalne ceny produktów i usług. Dlatego z ulgą oddychamy wolnością podczas całodniowego trekkingu z Petry do Little Petra. Choć, nie było łatwo, bo bileter i policja turystyczna nie chcą nas puścić na szlak. Ostatnia noc w namiocie jest ciepła. Powrót na lotnisko autostopem we mgle, przy porywistym wietrze i przelotnym deszczu nie robią na nas wrażania, bo jesteśmy pod wrażaniem ciepła jordańskich kierowców, z którymi mieliśmy okazję jechać.
Jordania pachnąca kawą z kardamonem i surowe piękno pustyni otwierają kolejny rozdział poszukiwań Piątego Kierunku, tym razem na Bliskim Wschodzie.